Tytuł

[Z czym nie zgadzam się u Romana Ingardena]

"O budowie obrazu" Ingardena jest jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym tekstem w temacie, jakie czytałem. Porywająca lektura. Niezwykle rzetelna i wnikliwa analiza struktury dzieła sztuki malarskiej. Wcześniej przeżycie estetyczne było dla mnie pod wieloma względami paralelne wobec przeżycia mistycznego i w pewnym sensie wciąż takie pozostaje, co nie zmienia jednak faktu, że Ingarden w sposób zasadniczy wzbogacił moje "patrzenie" na obraz. Zastanawiają mnie rozważania Ingardena w kwestii obrazu abstrakcyjnego, który niejako z definicji nie powinien posiadać warstwy przedstawiającej. Redukowanie tego typu obrazu do poziomu malowidła nie wydaje się być zbyt udanym zabiegiem. W tym szczególnym przypadku niewiele daje również rozróżnienie obrazu i malowidła ze względu na jakość postaciową. Natomiast określenie funkcji dzieła jako służalczej wobec innej dziedziny sztuki jest już grubą przesadą. Moim zdaniem każdy obraz coś przedstawia (stanowi strukturę przedstawiającą), choć niekoniecznie zawiera przedmioty przedstawione i ich wyglądy w ścisłym znaczeniu Ingardena. Skrajnym przykładem może tu być dzieło Rymana 'Chapter I' z 1981 roku. Tematem jest... wysoki na ponad dwa metry, biały kwadrat. Artysta bez żadnej metafizyki ani dogmatyzmu zagłębia się w esencję obrazu, czemu trudno nie przyznać wartości artystycznej. Warto zauważyć jednak, że konstytuowana jest ona zupełnie inaczej niż u Ingardena. Malarstwo z pogranicza figuracji i abstrakcji, na przykład Tadeusza Brzozowskiego, również trudno zaklasyfikować do któregokolwiek z wymienionych przez Ingardena typów obrazu. Jest tak dlatego, że trudno mówić o przedmiotach przedstawionych w ścisłym znaczeniu, a warstwy obrazu zdają się rozmywać, tworząc swoisty melanż, który nie jest bez znaczenia dla emocjonalnego przeżywania i konkretyzacji dzieła sztuki. Jeżeli chodzi o ten rodzaj malarstwa to na uwagę zasługuje również poznański artysta Józef Walczak ze swoimi ujmującymi olejami (np. znany cykl 'Podróż', 'Wnętrza', "Rekwizytor", "Marat", "Siromacha"), które często inspirowane były egzotycznymi podróżami artysty. Jego prace charakteryzują się tym, że zawierają jakby strzępy wyglądów przedmiotów lub deformacja jest tak znacząca, że ledwo uchwytywalny jest chociażby typ przedmiotu, co niejednokrotnie wywołuje wrażenie ukazywania niefizycznych, a jednocześnie wizualnych zjawisk w przestrzeni obrazu. Jest to oczywiście tylko moja skromna próba przybliżenia przedmiotu estetycznego, który ugruntowany (fundiert - po husserlowsku) jest w danym obrazie jako dziele sztuki. Dla Ingardena wartość owego przedmiotu estetycznego jest zdecydowanie bezwzględna, co w kwestii sądu wartościującego implikuje odrzucenie relatywizmu estetycznego. Znaczy to tyle, że właściwej oceny dzieła trzeba się po prostu nauczyć. Wartość artystyczna określona jako względna, jest jedynie środkiem do celu, zaktualizowania się wartości estetycznej w konkretyzacji dzieła sztuki, którą to wartość estetyczną Ingarden uznaje za bezwzględną, a to z dwóch powodów: po pierwsze, nie stanowi ona już środka do celu, po drugie, jako coś, co zawiera się w przedmiocie estetycznym, jest ściśle związana z jakościami estetycznie wartościowymi. Jakość estetycznych wartości i jakość ich momentu syntetyzującego można określić w sposób "poprawny" posiadając tzw. kulturę estetyczną. Bezwzględność wartości estetycznej dzieła sztuki jako przedmiotu estetycznego jest możliwa, ale tylko w obrębie określonego, "kulturowego" punktu widzenia. Wynika to z faktu, że sztuka nigdy nie była w pełni autonomiczna, tzn. niezależna od innych dziedzin ludzkiej działalności, i określenie jakości wartości estetycznych zawsze będzie w jakiś sposób uwikłane i uzależnione od spraw, które bezpośrednio sztuki nie dotyczą. Ma to szczególnie znaczenie, gdy jakości estetycznie wartościowe zostają wyznaczane i wpajane przez pop kulturę, która pretenduje do zastąpienia filozofii, religii i sztuki w ich funkcji nadawania sensu ludzkiej egzystencji. Weźmy na przykład polską sztukę współczesną lat 90-tych w szczególności tzw. nurt krytyczny. Nie ma tu większego znaczenia, iż wytwory owego nurtu stanowią dziedzinę sztuki nieznaną Ingardenowi, gdyż ważność swych rozważań dotyczących wartości artystycznej i estetycznej rozciągnął on na cały obszar teorii sztuki, a więc estetyki w ogóle. Działania artystyczne K. Kozyry czy Z. Libery, abstrahując od rozważań czy owe działania można uznać za sztukę czy nie, nie mogą być rozpatrywane w aspekcie wartości estetycznych, bez uwzględnienia warunków, które znajdują się poza sztuką i tradycją sztuki. Wydaje mi się, że umiejętność dostrzegania tych warunków wchodzić chyba będzie w skład kultury estetycznej, o której wspominał Ingarden. Jakąż to wartość artystyczną posiadać może obóz koncentracyjny z klocków lego? Jakie ma znaczenie poza wywołaniem potencjalnego szoku u odbiorcy? Otóż, skłonny byłbym bronić "klocków" Libery - posiadają wartość artystyczną, ale s a m ą zdolność uchwycenia owej wartości, a co za tym idzie, wyznaczenia jakości wartościowych i ich doboru, czerpać trzeba z obszaru poza "murami" 'klockowego' obozu, mianowicie z funkcji jakimi posługuje się kultura masowa, gdyż w moim ujęciu "Klocki Lego" Zbigniewa Libery( 1997) stanowią akt kontestacji kultury, który aby się powiódł, musiał wykorzystać paradygmaty systemu, przeciwko któremu się zwracał. Nie będę ukrywać, że taka społeczna funkcja nie wydaje mi się być czymś najdonioślejszym w sztuce, chociaż z pewnością ma ona pewne znaczenie.