[Z czym nie zgadzam się u Waltera Benjamina] Technicyzacja życia we wszystkich jego płaszczyznach jest faktem, który szokuje wielu, wielu również znajduje w niej podstawy do posiadania nadziei. Od jakiegoś już czasu nie trudny do zauważenia jest specyficzny, wszędobylski trend powielania, który w wyniku rozwoju cywilizacji, a szczególnie jej ekonomicznego aspektu, wyparł, zrzucił z piedestału wzniosłość oryginalności i niepowtarzalności. Walter Benjamin uznaje aurę za nieodłączny element dzieła sztuki, które z tej racji "nigdy nie uwalnia się całkowicie ze swej funkcji rytualnej". Związane jest to oczywiście z osadzeniem dzieła w kontekście tradycji etc. Budzi moje rozterki rozłożenie recepcji dzieła sztuki na dwa skrajnie rozbieżne akcenty, co tworzy specyficzną i chyba trochę sztuczną, bipolarną konstrukcję. Mianowicie, Benjamin przeciwstawia wartość kultową wartości ekspozycyjnej, co stanowi podbudowę dla jego dalszych rozważań. Uważam, że wartości kultowa i ekspozycyjna nie stanowią jakiegoś rodzaju dychotomii, raczej przenikają się i wzajemnie na siebie nakładają. Jest tak dlatego, że rytuał został wyrwany ze swego znaczenia religijnego w tym sensie, że usunięte zeń zostało obdarzane czcią bóstwo i zastąpione przez jakiś świecki element, przy czym funkcja rytuału oraz jego jednoczący i uwznioślający aspekt pozostały niejako nienaruszone. Sekularyzacja rytuału czy rytualności jest faktem, którego trudno nie zauważyć w szeroko pojętej kulturze. Być może techniczna reprodukcja wyjaławia dzieło sztuki z aury, ale wcale nie oznacza to zaniku wartości kultowej. Mimo to jednak byłbym ostrożny z ujednolicaniem wartości przeżycia estetycznego z religijnym (do czego dąży np. Gadamer), choć niewątpliwie zauważalne są pewne istotne momenty wspólne. Żeby dana fotografia mogła być uznana za artystycznie wartościową, jej funkcja musi znacznie wybiegać poza ekspozycyjność. Benjamin zdaje się sugerować, że wraz z rozpowszechnieniem fotografii czy filmu, włączając w to reprodukcyjną masowość tych zjawisk, sztuka zmieniła swoją funkcję. Myślę, że sztuka w swym centralnym momencie zawsze oferować będzie wszechogarniające poczucie jakiejś totalności. Bo jest ona otwartym poznawaniem prawdy bycia. Jej jądrem jest wyrywanie z rozpaczliwej nudy i chaotyzowanie codziennych schematyczności bez względu na zakres oddziaływania wśród ludności. Nie wydaje mi się, żeby hollywoodzka produkcja filmowa czy fotografie z familijnego albumu mogły być rozpatrywane w ramach tego, co ma się mianować jako dzieło sztuki. Różnica między sztuką a rozrywką jest wciąż aktualna. |